niedziela, 31 lipca 2011

Stosik sierpniowy


To naprawdę miała być wyprawa tylko po "Nieumarłą i bezrobotną" - o, słodka naiwności! Ale uznałam, że skoro od dwóch tygodni słońce widziałam łącznie przez kilka godzin, to może nowe książki poprawią mi trochę humor ;)

Od góry:
1. "Agencja - nie wiem co to, ale opis wydaje się ciekawy :)
2. "Nieumarła i bezrobotna" - czyli druga część przygód Betsy Taylor;
3. "Spalona róża" - jestem bardzo ciekawa tej powieści od czasu, gdy przeczytałam jej recenzję;
4. "Córki księżyca" - tyle dobrych opinii, więc pora się wreszcie przekonać;
5. "Atrofia" - a to kolejna nowość, zapowiada się interesująco.

czwartek, 28 lipca 2011

"Dwanaście" - Marcin Świetlicki



Przeczytałam ostatnio artykuł na temat Karola Kota, grasującego niegdyś w Krakowie, i przypomniała mi się pewna powieść, którą chciałabym Wam w poniższej recenzji przybliżyć - zwłaszcza że od jej ukazania się minęło już trochę czasu, a sama książka, mimo że niezwykle oryginalna, została już niestety nieco zapomniana. 

„Dwanaście” jest pierwszą częścią trylogii o przygodach mistrza, prywatnego detektywa mieszkającego w jednej z kamienic przy Małym Rynku w Krakowie. Trzeba jednak przyznać, że nazywanie go detektywem jest trochę na wyrost – rozwiązywanie zagadek wychodzi mu dość kiepsko, na co niewątpliwie ma wpływ to, że głównie przesiaduje w pubach (a przede wszystkim w Biurze, którego właścicielem jest kolega mistrza, Mango Głowacki) i właściwie to nowe ślady muszą go same odnaleźć. Mimo to, pewnego wieczoru zgłasza się do niego z prośbą o pomoc studentka, twierdząca że prześladuje ją zjawa Karola Kota. Sprawy przybierają znacznie poważniejszy obrót, gdy wkrótce zaczynają po kolei ginąć koledzy Manga. Podczas gdy mistrz stara się zorientować w sytuacji, nad którą unosi się legenda seryjnego zabójcy. wydarzenia zataczają coraz szersze kręgi, a z czasem dosięgają i jego.

Pierwsze co przykuło moją uwagę, i to już od pierwszych zdań, to język, którym posługuje się autor - miejscami niemal poetycki, a z kolei w innych miejscach prosty i dosadny. Nie bez znaczenia zapewne jest fakt, że autor powieści jest przede wszystkim poetą - i to można z łatwością wyczuć. Inną, jeszcze ważniejszą zaletą powieści, są postacie, z  mistrzem na czele. Mimo że przedstawiony jest jako człowiek przegrany, spędzający czas na paleniu papierosów i piciu wódki oraz obserwowaniu otaczającej go ponurej rzeczywistości, jest w nim coś niezwykle ujmującego :) Pomimo że pogardzany jest niemal przez wszystkich, traktowany jako lokalna atrakcja (będąc dzieckiem, grał w serialu o przygodach małego detektywa, skąd wziął się też jego przydomek), to jako jedyny, jest naprawdę szczery i uczciwy. Pozostałe postacie nie ustępują mu ani trochę pod względem wyrazistości - szczególnie utkwił mi w pamięci pewien pan Grzesio, chyba najbardziej oślizgła postać, z jaką spotkałam się kiedykolwiek. Brr... Nie można też nie wspomnieć o tle mrocznej tajemnicy, z którą zmaga się mistrz - czyli o Krakowie, jednak zupełnie innym niż ten pokazywany w telewizji, reklamach, czy nawet ten, który widać w czasie przechadzki po Rynku. Miałam wrażenie że to jest właśnie prawdziwy Kraków (może jedynie trochę przerysowany w drugą stronę) - i od czasu przeczytania "Dwanaście", patrzę na to miasto trochę inaczej.

Książka Marcina Świetlickego jest idealną pozycją dla osób szukających ciekawego kryminału z mnóstwem nietuzinkowych postaci, pięknego języka i mrocznej atmosfery, jak również dla tych, którzy uwielbiają Kraków, bądź planują się tam wybrać w przyszłości. Zwłaszcza że pod tą kryminalną otoczką, autor skrył bardzo dużo innych treści, których odkrywanie przynosi bardzo dużo satysfakcji. W moim osobistym rankingu jest to jedna z najlepszych polskich powieści, jakie czytałam.

***
Dalsze losy mistrza opisują powieści „Trzynaście”, „Jedenaście”, oraz wspólne dzieło Gai Grzegorzewskiej, Marcina Świetlickiego oraz Ireneusza Grina, pod tytułem „Orchidea”.

poniedziałek, 25 lipca 2011

"Kolekcja" - ciąg dalszy

Ostatnio trochę nie idzie mi czytanie ("Debiutantkę" męczę już prawie tydzień), za to chciałabym zaprezentować swój nowy nabytek do domowej biblioteczki. Gdy tylko zobaczyłam oryginalne wydanie "Kolekcji" Isabel Wolff (której recenzja znajduje się tutaj) wiedziałam że bardzo chcę je mieć - no i wreszcie się doczekałam :)



Nie mogę się na nią napatrzeć ^_^ Od razu mam ochotę przeczytać ją jeszcze raz :)

środa, 20 lipca 2011

One Lovely Blog Award

Padło też i na mnie, za sprawą Marudy007 i Pawła. Dziękuję :)
Zasady:
- napisz u siebie podziękowania i wklej link blogera, który cię nominował,
- napisz o sobie siedem rzeczy,
- nominuj szesnaście innych, cudownych blogerów (nie można nominować osoby, która cię nominowała),
- napisz im komentarz, by dowiedzieli się o nagrodzie i nominacji.

Siedem ciekawych (bardziej lub mniej), rzeczy o mnie:
1. Moim wielkim marzeniem jest praca w księgarni lub antykwariacie. Już gdy byłam mała, zmuszałam swojego brata do zabawy w sklep, gdzie "sprzedawałam" mu książki i jego zabawki :)
2. Uwielbiam kolor lawendowy i wrzosowy, mam za to alergię na kolor łososiowy i niektóre odcienie brązowego.
3. Mam wrodzony antytalent do prowadzenia samochodu (to mniej więcej słowa mojego chłopaka), kurs na prawo jazdy był dla mnie koszmarem dzięki "wspaniałemu" instruktorowi, a każde wsiadanie za kierownicę wiąże się dla mnie z ogromnym stresem, że spowoduję jakiś wypadek. Za to uwielbiam jazdę na rowerze oraz wycieczki rowerowe, strasznie żałuję, że nie mogę nim jeździć wszędzie.
4. Kocham czekoladę , truskawki i maliny. Gdyby inne jedzenie przestało istnieć, chyba nie zmartwiłabym się jakoś bardzo :)
5. Mimo że szkołę nawet lubiłam, to lekcje matematyki i chemii były dla mnie traumatycznym przeżyciem ;( Ale i tak dzień skończenia liceum to był dla mnie jeden z najszczęśliwszych momentów w życiu.
6. Nie cierpię owadów, zwłaszcza latających (w szczególności much! na sam ich dźwięk wpadam w panikę), jednak mam słabość do pajączków, przede wszystkim do tych takich małych i na długich nogach ^^
7. Moimi ulubionymi filmami są Titanic oraz Thelma & Louise, natomiast jeśli chodzi o seriale, to uwielbiam Buffy, z której wzięła się moja fascynacja paranormalami. Nie znoszę natomiast thrillerów oraz wszelkich filmów o psychopatach w roli głównej - po „Milczeniu Owiec” przez kilka nocy miałam koszmary. Żaden wymyślony potwór z horrorów mnie tak nie przestraszył.

A teraz osoby, które chciałabym zaprosić do zabawy:

Zachęcam do udziału, jednak oczywiście zabawa nie jest obowiązkowa :) Pozdrawiam.

sobota, 16 lipca 2011

„Anioł śmierci” – Linda Howard


O  tym, że życie dziewczyny szefa mafii nie zawsze jest usłane różami, Drea, główna bohaterka powieści, miała okazję już niejednokrotnie się przekonać. Jednak gdy pewnego dnia zostaje w chyba najpodlejszy z możliwych sposobów wykorzystana i „wypożyczona” zawodowemu zabójcy w ramach zapłaty za jego usługi, jej świat zostaje wywrócony do góry nogami. Upokorzona, postanawia uciec, wcześniej jednak mszcząc się na byłym kochanku, wykradając mu fortunę – przez co w ślad za nią zostaje wysłany zabójca. Tak, dokładnie ten sam.

Już patrząc na okładkę, ozdobioną napisem „thriller romantyczny”, wiedziałam że to nie będzie typowy romans – a pierwsze dwa rozdziały zdawały się zapowiadać, że naprawdę będzie się działo. I tym większy był mój zawód, gdy po wstrząsającym początku powieść zaczęła tracić tempo i brnąć w jakimś zupełnie dziwacznym kierunku. Jednak to jeszcze byłoby pół biedy, gdyby nie fakt że główni bohaterowie szybko okazali się bezbarwni i zupełnie jednowymiarowi, a co lepsze, nie towarzyszyły im żadne postacie drugoplanowe - jedynie czasami przewijały się jakieś osoby, z jasno określoną rolą i znikające zaraz po jej wypełnieniu. W efekcie otrzymujemy bardzo pusty świat, a na dodatek dialogów jest jak na lekarstwo - strony powieści zapełniają natomiast nieciekawe opisy myśli bohaterów na temat tego co robią, ewentualnie co zrobili lub co chcą zrobić. Nudy… ;( A wracając do pary głównych postaci, to o ile jeszcze w przypadku Drei autorka pokusiła się by chociaż trochę przybliżyć nam jej postać i pokazać dlaczego zdecydowała się na pełne poniżeń, a jednak w miarę stabilne życie, to postać Simona, człowieka który najpierw ją wykorzystuje (romantyczne, że mucha nie siada…), trochę później zamierza zabić, by ostatecznie się w niej zakochać, jest całkowitym niewypałem. Już pomijam uczynienie bohatera romansu z mordercy i gwałciciela, ale próba nadania mu ludzkiej twarzy niezbyt się autorce udała. Ani na chwilę nie opuściło mnie przekonanie, że to człowiek pozbawiony jakichkolwiek uczuć, a sposób w jaki polował na Dreę ukazał, że jest wyrachowanym bandytą z krwi i kości. Oczywiście ucierpiał na tym motyw związku pomiędzy nimi, który wziął się chyba z powietrza – w dodatku do tej pory nie mam pojęcia, co też kierowało Dreą. Natomiast rzeczą, która w moich oczach całkowicie zruinowała powieść, było zupełnie nieoczekiwane i całkowicie bezsensowne pojawienie się… wątku paranormalnego, zresztą bardzo pretensjonalnego. Szkoda, że Simon nie okazał się wampirem, może to by trochę rozruszało akcję, a pewne wątki nabrałyby sensu. 

Mimo że w zasadzie nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego, „Anioł śmierci” zawiódł mnie pod każdym względem. Niewiele romansu (tak naprawdę zastąpionego paroma scenami erotycznymi), napięcia praktycznie zero, a co najgorsze, to zdecydowanie za dużo nudy. Nie potrafiłabym wymienić ani jednego powodu, dla którego lektura „Anioła śmierci” nie byłaby stratą czasu – na szczęście wystarczył mi na nią jeden wieczór. Miałam w planach jeszcze dwie książki Lindy Howard, teraz jednak raczej sobie odpuszczę.

środa, 6 lipca 2011

"Dracula - Nieumarły" - Dacre Stoker, Ian Holt



Dawno mnie żadna książka tak nie rozczarowała. Pomimo prawie roku, który upłynął od lektury, do tej pory nie potrafię pozbyć się przykrego uczucia, że zostałam podstępnie zwabiona tytułem, po czym nabita w butelkę... Ale po kolei.

„Nieumarły” jest kontynuacją historii znanej z „Draculi”, współautorstwa jednego z krewnych Brama Stokera (autora oryginału - to tak dla formalności;), dziejącą się ponad dwadzieścia lat później, jednak z tymi samymi bohaterami. W ich życiu, pod wpływem zdarzeń z przeszłości, zaszły drastyczne zmiany (była to pierwsza rzecz, która mnie zaniepokoiła – w oryginale czuć było łączącą ich więź i przyjaźń, mogącą przezwyciężyć wszystkie przeciwności, jednak nie pozostał po tym najmniejszy ślad). Gdy w Londynie dochodzi do serii morderstw, losy bohaterów znów splatają się ze sobą, jednak niebezpieczeństwo jest tym większe, że w mieście grasuje potężna wampirzyca Elżbieta Batory, ścigająca Draculę, który (w dość zagadkowy sposób) powrócił do życia…

Żeby być sprawiedliwą, muszę przyznać że „Nieumarłego” czytało się przez dużą część czasu całkiem znośnie - zwłaszcza na początku, gdy uzależniony od narkotyków Jack Seward, ciągle nie mogący pogodzić się ze śmiercią Lucy Westenry, polował we Francji na hrabinę Batory. Byłam wtedy bardzo pozytywnie nastawiona do powieści, niestety gdy tylko doszło do pierwszego starcia i pojawienia się nowego bohatera, czyli syna Miny i Jonathana, Quincey’a Harkera (bardzo nieciekawego i bezbarwnego), wszystko zaczęło blednąć, a wydarzenia stawały się coraz bardziej chaotyczne. Całkiem nieźle mógłby wypaść wątek kryminalny, w którym londyński inspektor policji bada zagadkę ukrywającego się w ciemnych zaułkach Kuby Rozpruwacza, obwinianego o falę zbrodni - szkoda tylko że autorzy nie pokusili się o stopniowe rozwiązywanie tajemnicy i właściwie od początku wszystko było oczywiste, chyba ważniejsze dla nich było dokładne opisywanie zbrodni… 
Jeśli chodzi o inne wady, to miałam wrażenie, jakby autorzy chcieli wrzucić do swojej powieści jak najwięcej elementów, i mieszając różne wątki, zrobić ze swojej historii coś wyjątkowego. Niestety niezbyt im to wyszło – poczułam się w pewnym momencie przytłoczona ciągłym mieszaniem fikcji z rzeczywistością. Zresztą, sami autorzy chyba też się momentami w tym gubili, co widać w jednej ze scen, w której Van Helsing przypina do ścian w swoim pokoju „portrety historycznego pierwowzoru Draculi - rumuńskiego księcia Vlada Palownika” :))) A skoro już mowa o mieszaniu fikcji z rzeczywistością, to prawdziwym zaskoczeniem było dla mnie pojawienie się w historii postaci samego Brama Stokera, występującego tu jako… autor powieści „Dracula” (z której Quincey poznaje historię ukrywaną przez jego rodziców), a która – o zgrozo – zostaje również wystawiana w teatrze ;( Scena bójki pomiędzy aktorami odgrywającymi role hrabiego Draculi i Van Helsinga, uwieńczona połknięciem sztucznego kła przez jednego z nich, sprawiła, że na jakiś czas książkę odłożyłam na bok. Przypomniał mi się w tym momencie „Blair Witch Project 2”, w którym pierwsza część filmu występuje początkowo jako fikcja po to, by później okazać się prawdą.
Nie spodobało mi się też, w jaki sposób autorzy szafowali życiem bohaterów powieści - do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczęłam mieć wrażenie, że wpadli w jakiś szał zabijania, co zresztą wydawała się potwierdzać ilość krwawych scen.

Okropność! Nie potrafiłabym polecić tej książki nikomu – według mnie po prostu szkoda na nią czasu. Nie żeby się jej nie dało czytać, tylko dlatego że jest do bólu przeciętna (w dodatku nienajlepiej napisana), oraz że wykorzystuje znane postacie - a właściwie ich imiona - tylko po to, by przyciągnąć uwagę czytelników. Mimo to, prezentowana jest przez samych autorów jako ważne i niepowtarzalne dzieło...

A Elżbieta Batory mogłaby najwyżej czyścić buty Królowej Betsy :P

„Nieumarła i niezamężna” - Mary Janice Davidson

„Dzień, w którym umarłam, zaczął się kiepsko i stawał się gorszy z każdą chwilą.”

O perypetiach świeżo upieczonej wampirzycy, sekretarki i byłej modelki zakochanej w butach z najmodniejszych kolekcji, słyszałam już jakiś czas temu, jednak nawet nie zauważyłam, gdy seria zaczęła ukazywać się u nas i na wieść o mającej pojawić się w połowie lipca drugiej części, postanowiłam nadrobić zaległości. 

Przygody Betsy (właściwie Elizabeth) Taylor rozpoczynają się w momencie gdy ta przeżywa prawdopodobnie najgorszy dzień swojego życia. Nie dość, że w swoje urodziny traci pracę, niespodziewane opady śniegu psują jej imprezowe plany (już nadszarpnięte), to na koniec, po pościgu za swoim kotem, wpada pod samochód... Jednak prawdziwy szok przeżywa, gdy budzi się w domu pogrzebowym i odkrywa że jej bardzo-nielubiana macocha (w języku Betsy po prostu „suka”) chciała pochować ją w tandetnym kostiumie i nie mniej tandetnych butach, samej zagarniając cenną kolekcję butów należących do Betsy. Biorąc swój stan za dziwną pomyłkę, postanawia popełnić samobójstwo, jednak gdy liczne próby spełzają na niczym (skok z budynku kończy się potłuczeniem, spacer po dnie Mississippi nie przynosi spodziewanych efektów, porażenie prądem okazuje się działać źle jedynie na fryzurę, zaś wypicie wybielacza powoduje suchość w gardle) Betsy dowiaduje się, co się jej właściwie przydarzyło… Jednak bohaterka wcale nie ma ochoty zostać krwiożerczym wampirem, a nową sytuację traktuje raczej jako okazję do kontynuowania normalnego życia. W czym zresztą pomagają jej przyjaciele i rodzina, bardzo szczęśliwi z powodu zmartwychwstania Betsy, nie zważając specjalnie na jej przemianę, tym bardziej że z jakiegoś powodu wszystkie rzeczy zabójcze dla wampirów, na Betsy nie robią większego wrażenia. Jednak jej tropem ruszają też inne wampiry, bardzo zaniepokojone łamaniem przez nią wszystkich możliwych zasad… 

Od początku wiedziałam, że to powieść z przymrużeniem oka, jednak nie spodziewałam się że będzie taki ubaw, co przede wszystkim jest zasługą głównej bohaterki - jej beztroska, zabawne komentarze i niewyparzony język sprowadzający na nią kłopoty sprawia, że czasami można naprawdę boki zrywać. Równie udanie wypadły postacie drugoplanowe – przede wszystkim tajemniczy i przystojny wampir Sinclair, przewodzący niezależnemu klanowi wampirów uważających Betsy za przepowiedzianą Królową i starający się zostać jej mentorem (do czego jednak ta nie jest przekonana, gdyż przede wszystkim chce mieć święty spokój), jak również przyjaciele Betsy - Jessica i Marc, oboje postrzeleni jeszcze bardziej od niej. Historia nie jest specjalnie zawiła, brak też jakichś szokujących zwrotów akcji – chyba nawet o to nie chodziło. Niestety może to okazać się wadą - jeśli komuś nie będzie odpowiadało poczucie humoru autorki, to książka prawdopodobnie szybko zacznie irytować, bo, nie oszukujmy się, fabuła jest raczej płytka. Niemniej jednak, książka nadaje się idealnie, by bardzo miło spędzić czas nad niewymagającą lekturą. Muszę też ostrzec, że nie brakuje w niej podtekstów i scen erotycznych - podanych jednak z wdziękiem i humorem, charakterystycznym dla całej powieści:)  

Czy polecam? To zależy - jeśli macie ochotę na lekką i przyjemną powieść o wampirach w komediowej oprawie, to naprawdę warto, poprawa humoru gwarantowana. Osobiście bardzo dobrze bawiłam się w towarzystwie Betsy, mam nadzieję że pozostałych dziesięć części trzyma ten sam poziom :)

sobota, 2 lipca 2011

Mój pierwszy stosik


To było na tyle w temacie oszczędności, ale co tam :)
Od góry:
1. Łaska utracona - Bree Despain
2. Całując grzech - Keri Arthur ^^
3. Debiutantka - Kathleen Tessaro
4. Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker - Leanna Renee Hieber
5. Anioł śmierci - Linda Howard

Obecnie kończę "Nieumarłą i niezamężną" i już się nie mogę doczekać by zabrać się za "Debiutantkę", albo "Całując grzech" - będzie mi trudno się zdecydować :)