poniedziałek, 12 września 2011

"Ostatnia noc w Chateau Marmont" - Lauren Weisberger


Pieniądze (i sława) szczęścia nie dają… Lauren Weisberger przekonuje nas o tym w swojej najnowszej powieści, ukazując nam losy młodego małżeństwa mieszkającego w Nowym Jorku, które musi zmierzyć się z nagłymi zmianami w swoim życiu. Brooke, z zawodu dietetyczka, pracuje na dwóch etatach, podczas gdy jej mąż, Julian, będący utalentowanym muzykiem, stara się rozwinąć swoją karierę muzyczną, wydającą się być tylko kwestią czasu. Gdy wreszcie dochodzi do podpisania kontaktu z wytwórnią muzyczną i płyta Juliana zdobywa popularność, wszystkie stare problemy wydają się być przeszłością. Wkrótce jednak świat sławy i czerwonych dywanów zaczyna ich (a najbardziej Brooke) coraz bardziej przytłaczać - tym bardziej, że dookoła czają się dziennikarze tabloidów, szukający sensacji za wszelką cenę, czym niejednokrotnie wystawią zaufanie Brooke do Juliana na próbę.

Tyle w teorii :) Zaczynając lekturę, spodziewałam się opowieści o ciemnych stronach sławy i o tym, jak zmienia ludzi, jednak autorce wyszła przy okazji (i zapewne wbrew intencjom, sądząc po zakończeniu) opowieść o niszczących skutkach zazdrości i braku zaufania do bliskiej osoby. O ile sam temat mógłby wydać się dość ciekawym i skłaniającym do refleksji pomysłem na powieść, jego realizacja pozostawia niestety wiele do życzenia. Najgorsze jest to, że powieść jest po prostu nudna… Mimo dość dużej objętości, przez większość czasu dzieje się tu naprawdę niewiele i po trzystu stronach miałam wrażenie, jakbym w kółko czytała to samo.  W efekcie, gdy akcja wreszcie zaczęła nabierać tempa i kolorów, czułam się już wymęczona i miałam książki serdecznie dość, a w dodatku miałam wrażenie, jakby autorka nie mogła się zdecydować, w którą stronę chce poprowadzić swoją opowieść. Sytuacji ani trochę nie poprawiała główna bohaterka, która przez większość czasu irytowała mnie swoim egoizmem i chorobliwą podejrzliwością. Zresztą, postacie pozostałych bohaterów w ogóle nie należą do zalet powieści, gdyż w większości są dość nieciekawi i jednowymiarowi - oprócz bardzo sympatycznego Juliana, z godnych odnotowania bohaterów pozostaje jedynie tylko Nola, najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki, niemająca jednak zbyt wielkiego pola do popisu, gdyż niemal każde ich spotkanie polegało przede wszystkim na narzekaniach Brooke. Niezbyt przekonało mnie też szczęśliwe zakończenie, ku któremu powieść zresztą zmierzała wielkimi krokami, gdyż Brooke najwyraźniej niewiele zrozumiała z tego, co się stało, a prawdziwy problem nie został rozwiązany i może powrócić w przyszłości.
Książka jest napisana prostym językiem, ale na dłuższą metę bardzo monotonnym, narracja zaś jest trzecioosobowa, jednak ani przez moment nie wprowadza żadnego urozmaicenia, gdyż ograniczona jest jedynie do perspektywy Brooke. A co do języka, pozostaje jeszcze jedna rzecz, o której muszę wspomnieć. Podobnie jak w poprzedniej recenzowanej przeze mnie książce (co ciekawe, z tego samego wydawnictwa i przetłumaczonej przez tą samą osobę:), w dialogach pada niezliczoną ilość razy wymrukiwane przez bohaterów coś, zapisywane jako "uhm". Nie chciałabym wyjść na czepialską, ale strasznie mnie to irytowało. Przykładowo:
- Mówiłam ci, jaka jestem z ciebie dumna? – zapytała (…).
- Uhm – odparł Julian ze słabym uśmiechem.
oraz jeszcze jedno, które specjalnie wynotowałam: 
- Oczywiście, kochanie. Niedługo będę w domu i jakoś to przetrwamy, dobrze? Jeszcze do ciebie zadzwonię.
- Uhm. Okay. – mówiła zimnym, nieprzyjaznym tonem.
I tak przez całą książkę… ;(
Powieść niestety okazała się drogą przez mękę (dawno też nie zdarzyło mi się usnąć z nudów w czasie lektury). Podobno za jakiś czas książka ma zostać zekranizowana, i prawdę mówiąc, wydaje mi się, jakby była pisana właśnie z tym przeznaczeniem. Jednak sama w sobie, pomimo kilku ciekawych fragmentów, nie była po prostu warta poświęconego jej czasu oraz nerwów, dlatego nie polecam jej nikomu.

14 komentarzy:

  1. Czytałam inne książki autorki, nawet nie były takie złe. Zastanawiałam się również nad tą, ale po przeczytaniu twojej recenzji, raczej nie sięgnę. Może, gdy naprawdę nie znajdę w bibliotece innej, ciekawszej pozycji...

    OdpowiedzUsuń
  2. A - być może ta akurat była wypadkiem przy pracy :) "Diabeł..." bardzo mi się podobał, a następne też chciałabym kiedyś przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, powieść nie dla mnie. Nienawidzę przechadzać się drogą męki, a przytoczony przez Ciebie fragmenciki dialogów straszliwie mnie od książki odrzuciły.
    Wiem, straszna ze mnie maruda ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za cynk;) Książka fatalna, na pewno nie przeczytam. Zasypianie zdarzało mi się tylko przy lekturach i książce telefonicznej:D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie polecasz? Dzięki, że dałaś znać, bo szczerze powiedziawszy, zabrałabym się za nią. Niestety teraz mam czas czytać tylko książki lekkie i ciekawe.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Pomysł na książkę na pierwszy rzut oka wydał mi się trochę nudny, wręcz oklepany. Nie zdziwiłam się więc, gdy wspomniałaś, że lektura nie zainteresowała Cię jak powinna. No cóż, chyba sobie daruję... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za cynk, na pewno nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Również kiedyś czytałam powieść, która miała sztuczne dialogi. Wprost nie mogłam znieść infantylnego zachowania bohaterów, ale jakoś przez nią przebrnęłam. Przynajmniej nauczyłam się jednego - zawsze najpierw przeczytaj fragment, a dopiero potem kup/wypożycz/zamów książkę. Z całą pewnością nie przeczytam "Ostatniej nocy". Nic mnie do niej nie przekona, tak mi dopomóż Bóg. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Po twojej recenzji wątpię bym kiedykolwiek przeczytała tę książkę :(
    PS: dodaję cię do linków :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że mogłam Was ostrzec :) A takich dialogów jest w książce znacznie więcej, natomiast te dwa szczególnie utkwiły mi w pamięci.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Więc książki nie przeczytam, dzięki że ostrzegłaś ''tak na zapas'' ;d

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytałam "Diabeł ubiera się u Prady" tejże autorki, i książka mnie zachwyciła, wydawało mi się, że Laura nie jest aż tak złą pisarką, twoja recenzja mnie zaskoczyła. Ale faktycznie, dwa przykłady jakie podałaś, wskazują że jednak rewelacji nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cassiel - cała przyjemność po mojej stronie ;)

    Larysa - Też tak sądziłam, ale w przyszłości zamierzam przeczytać "Portiera...", albo "W pogoni...", bo teraz już nie wiem, czy to "Diabeł..." był jednorazowym sukces, czy może rzeczywiście "Ostatnia noc..." była po prostu wpadką.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. "Portier nosi garnitur od Gabban",- polecam ksiazke, troche w stylu "diabła"- dziewczyna z malego miasteczka dostaje prace w wielkiej nowojorskiej agencjii pr, zaczyna wciagac sie w ta prace, ktora wczesniej wydawala sie dla niej absurdalna. Powiesc dobrze napisana, czyta ja sie lekko i szybko:) przez cala niedziele pochlonelam ksiazke:) dzis zabieram sie za ,,W pogoni za Harrym Winstonem", a po Twojej recenziji 4 ksiazki Lauren raczej sie za nia nie zabiore,dzieki za info

    OdpowiedzUsuń