wtorek, 11 października 2011

"Wampy" - Nancy A. Collins


"Młodzież jeszcze nigdy nie była tak zła, a czasy takie zepsute..."
Osoba, która po raz pierwszy wypowiedziała (mniej więcej) te właśnie słowa kilka tysięcy lat temu, musiała być całkowicie pozbawiona wyobraźni :) Zwłaszcza, że zawsze może być gorzej - na przykład gdy pochodzące z wysoko postawionych wampirzych rodów nastolatki same są krwiopijcami, spędzającymi wolny czas na piciu krwi w ekskluzywnych klubach, albo jeszcze lepiej, piciu jej prosto z ludzi, na których w dodatku bardzo lubią polować. Taka właśnie, między innymi, jest Lilith Todd. Jej głównym marzeniem jest zostanie Księżniczką Wampirów, którą ma szansę szansę stać się w przyszłości, po zaaranżowanym już wiele lat wcześniej ślubie ze swoim chłopakiem, pochodzącym z arystokratycznego rodu. Jednak jej poczucie własnej wspaniałości oraz panowania nad wszystkim i wszystkimi nieoczekiwanie zostaje zagrożone, i to przez Cally, jej rówieśniczkę, jednak znajdującą się znacznie niżej w wampirzej hierarchii. Obie dziewczyny stają się wrogami, jednak nieoczekiwanie dla nich samych, trafiają na siebie w tej samej szkole, a Lilith nie ma najmniejszego zamiaru jej odpuścić...

Doszłam do wniosku, że musiałam cierpieć na straszny niedosyt złych wampirów, gdyż bardzo długo nie mogłam oderwać się od czytania. Nancy Collins wprowadza nas do wampirzego świata, w którym rządzą pieniądze i pozycja społeczna, a wampiry noszą ubrania najsłynniejszych projektantów (o czym autorka stale nam przypomina, przy każdej okazji wymieniając marki;), jeżdżą limuzynami, oraz piją krwawe drinki. Oprócz tego, autorka dodała do wampirzej rzeczywistości trochę własnych pomysłów, a najbardziej istotnym z nich jest podział wampirzych rodów na Starą i Nową Krew, których przedstawiciele – jak można się domyślić – ani trochę za sobą nie przepadają. Z elitarnej, Starej Krwi wywodzi się między innymi Lilith, jedna z głównych bohaterek powieści, która od samego początku nie pozostawia złudzeń co do swojej osoby. Podobnie jak jej przyjaciele, jest strasznie wredna, próżna, mściwa i trudno powiedzieć o niej coś dobrego (poza jej ciuchami^^) - a jednak wszystko to całkiem fajnie pasowało do wampirów i stworzyło połączenie, które, po początkowym szoku, okazało się bardzo miłą odmianą :) Akcja powieści toczy się jednak głównie wokół Bathory Academy, w której młode wampirzyce uczą się doskonalenia swoich wampirzych mocy, oraz gdzie trafia, zupełnie wbrew własnej woli, druga z bohaterek, czyli pochodząca z Nowej Krwi Cally, dla której nowa szkoła, do której w dodatku zupełnie nie pasuje, jest niemałym wyzwaniem. Cally jest też całkowitym przeciwieństwem Lilith, której całkiem przypadkowo została śmiertelnym wrogiem i to właśnie konflikt między nimi zajmuje dużą część historii. Gdyby jeszcze nie było dość niebezpiecznie, w mieście działają też Van Helsingowie, łowcy wampirów (niespodzianka!:), z których pochodzi też Peter, młody łowca, który zaczyna czuć miętę do Cally...

Książka napisana jest całkiem nieźle, a przystępny język ułatwia czytanie, jednak zdarzało się, że narracja stawała się chaotyczna, na przykład przy nagłych przeskokach perspektywy. Nie najlepiej niestety wypadła większość postaci, a już w szczególności tych drugoplanowych, o którym wiemy przede wszystkim tyle, że są - tyczy się to przede wszystkim towarzystwa Lilith. Wszystko to jednak można by było nawet przeżyć, ale są też poważniejsze wady. Przede wszystkim, powieść jest bardzo krótka. Co gorsza, wcale nie jestem pewna, czy można w tym przypadku mówić o pełnoprawnej powieści - raczej jako o wprowadzeniu do świata wykreowanego przez autorkę, w którym poznaliśmy część postaci, zasady oraz konflikty, jakie rządzą wampirzym światem Nancy Collins, i to w zasadzie tyle. Głównej fabuły tak naprawdę mamy jak na lekarstwo, trudno byłoby nawet zdradzić z niej coś zaskakującego, gdyż po zakończeniu powieści zostajemy z całą masą pytań i niedokończonych wątków. Za to autorce należy się duży minus.

Przyznaję, że jestem w kropce. Z całą pewnością nie mogę powiedzieć, że książka mi się nie podobała, zwłaszcza że pochłonęłam ją w mgnieniu oka i z niemałą przyjemnością - tyle że pozostało mi po niej uczucie niedosytu oraz wrażenie, jakby ktoś zabrał mi książkę, nim zdążyłam ją skończyć. Warto mieć to wszystkie na uwadze przed sięgnięciem po książkę, jednak mimo wszystko myślę, że warto dać jej szansę. Mam tylko nadzieję, że dalszy ciąg naprawi wady pierwszej części, bo naprawdę jest co poprawiać... Tymczasem polecam, chociaż bardzo ostrożnie i z raczej mieszanymi uczuciami :)

niedziela, 2 października 2011

"Śledztwo na wysokich obcasach" - Gemma Halliday



Spojrzałam na test ciążowy leżący na kuchennym blacie i nagle zrobiło mi się niedobrze. Chciało mi się płakać. Miałam wrażenie, że moje życie zamieniło się w serial pod tytułem Prawo i porządek: misja dla blondynki. W tym tygodniu nasza odlotowo, choć niepraktycznie ubrana bohaterka natyka się na zwłoki podczas poszukiwań swojego chłopaka malwersanta, który dał nogę, a jej okres nadal się spóźnia. Nie zapominajmy też o przystojnym detektywie Jacku Ramirezie, głównym bohaterze serialu. Ramirez równa się niebezpieczeństwo przez duże N, dodatkowo podkreślone i napisane kursywą.

Nie mogłam się oprzeć pokusie, by zacząć recenzję od tego cytatu, gdyż chyba po raz pierwszy spotkałam się z tak trafnym opisem zarówno fabuły jak i nastroju powieści padającym z ust jej głównej bohaterki :) Maddie Springer, bo o niej mowa, jest dwudziestodziewięciolatką mieszkającą w Beverly Hills, zajmującą się projektowaniem butów. Nieoczekiwanie zostaje wciągnięta w zagadkę kryminalną, która zaczyna się od tajemniczego zniknięcia jej chłopaka, Richarda, będącego współwłaścicielem dużej kancelarii prawnej - i to tego samego dnia, gdy Maddie zaczyna podejrzewać, że mogła zajść w ciążę... Starając się odnaleźć zgubę, Maddie wchodzi w drogę policji (w osobie przystojnego Jacka Ramireza), która również szuka Richarda, oraz dużych pieniędzy, które zniknęły razem z nim. Coraz bardziej wściekła Maddie kontynuuje prywatne śledztwo, jednak sytuacja robi się naprawdę poważna, gdy zostaje popełnione pierwsze morderstwo. Na szczęście nie jest ze ze swoimi problemami sama, gdyż może liczyć na pomoc swojej narwanej przyjaciółki Dany, która z dużym (i to nawet za dużym), entuzjazmem bierze udział w śledztwie i której pomysły nieraz sprowadzają na nie spore dodatkowe kłopoty.

Gdy sięgałam po książkę, nie wiedziałam do końca czego się spodziewać - z własnego doświadczenia wiem, że chick lit na ogół nie lubi się z prawdziwym kryminałem (w dodatku ze zbrodnią w tle), a jednak z wielką przyjemnością przekonałam się, że nie zawsze :) Autorka w świetny sposób balansuje pomiędzy tymi dwoma gatunkami, nie pozwalając by powieść powędrowała tylko w jednym kierunku, co mogłoby nie wyjść jej na dobre. Sam wątek kryminalny jest bardzo dobrze zaplanowany, nie brakuje fałszywych tropów, i prowadzi do całkiem zaskakującego finału (przynajmniej dla mnie, gdyż podejrzewałam niewłaściwą osobę:). Cała powieść aż kipi humorem, jednak bardzo często wiążącym się z niedolą Maddie, która oprócz swoich zmartwień, ma na głowie ślub swojej mamy, kosztujący ją jeszcze więcej nerwów niż pannę młodą - między innymi z powodu koszmarnych sukienek druhen:) Postacie są bardzo udane, zaczynając od głównych bohaterów, aż do osób, które pojawiają się epizodycznie. Bardzo polubiłam Maddie, z której perspektywy poznajemy opowieść i która, pomimo skłonności do panikowania, odkrywa u siebie talent detektywistyczny, nie znajdujący jednak uznania u Jacka Ramireza, kręcącego nosem na wtrącanie się Maddie w jego śledztwo oraz na jej metody wydobywania informacji za pomocą obietnic darmowego manicure, albo udawania call-girl (to właśnie jeden z genialnych pomysłów jej przyjaciółki:) w celu dotarcia do podejrzanego. Zakończenie zaś pozostawiło mnie z uśmiechem na twarzy i z chęcią, by sięgnąć po następną część (u nas ukazały się tylko trzy z sześciu).


Książkę czyta się bardzo przyjemnie, a humor oraz zagadka nie pozwalają się ani na chwilę nudzić. Jest to idealna propozycja zarówno dla fanek kryminałów, jak i miłośniczek lekkich, zabawnych opowieści z postrzelonymi postaciami i w których zamiłowanie do mody odgrywa niemałe znaczenie. Gorąco polecam :)

piątek, 23 września 2011

"Pocałunki wampira. Miłość po grób" - Ellen Schreiber

Pierwszą część „Pocałunków wampira”, pod tytułem "Początek", przeczytałam już wiele miesięcy temu, jednak z lekturą musiałam trafić na gorszy dzień i książka niestety nie trafiła do mnie tak, jak powinna. Mimo wszystko, historia w niej zawarta na stałe zagościła w moich wspomnieniach, więc postanowiłam zrobić jeszcze jedno podejście do serii Ellen Schreiber. I jak się okazało, było warto :)

Dla przypomnienia (i dla osób, które być może nie słyszały o tej serii), „Pocałunki wampira” opowiadają o szesnastoletniej gotce Raven, mieszkającej w mieście noszącym bardzo wymowną nazwę Grajdół, której największym marzeniem jest spotkanie prawdziwego wampira. Nieoczekiwanie dla niej samej, marzenia te stają się możliwe do spełnienia, gdy do starego dworu w Grajdole sprowadzają się tajemniczy lokatorzy. Jednym z nich okazuje się Alexander, którego, jak się okazuje, łączy z Raven znacznie więcej, niż tylko styl ubierania… 
„Miłość po grób” przenosi nas całe dwa dni do przodu od czasu zakończenia części pierwszej, tak więc historia kontynuowana jest od tego miejsca, gdzie skończyła się ostatnim razem. Tytuł powieści jest jednocześnie tytułem kultowego filmu o wampirach (niestety fikcyjnego, chociaż zapewne nie do końca;), który w tej historii odgrywa bardzo znaczącą rolę. Autorka rozwinęła fabułę we wciągający sposób, uzupełniając stare wątki oraz wprowadzając nowe, na jakiś czas przenosząc też akcję do innego miasta, Kultowa, gdzie główna bohaterka trafia za swoim ukochanym Alexandrem, oraz gdzie ma okazję poznać innego wampira, który jednak ściąga kłopoty na głównych bohaterów. Sama Raven jest w dalszym ciągu tą samą, bardzo udaną, sympatyczną i nieco zwariowaną postacią, a w dodatku od ostatniego razu nabrała też pewności siebie. Książka nie straciła nic ze swojej lekkości i humoru, ale zdarzyły się też momenty, w których powieść przybierała poważniejszy ton. Całość czyta się bardzo przyjemnie i (niestety też) bardzo szybko, gdyż książka jest dość krótka (liczy około 180 stron). Samo wydanie zaś prezentuje się bardzo przyzwoicie, czcionka jest przyjemna dla oka, natomiast numery stron i rozdziałów ozdobione są prostymi, ale ładnymi wzorkami (niby tak niewiele, a cieszy:).

Podobnie jak „Początek”, „Miłość po grób” jest świetną propozycją dla fanów wampirów, nawet tych zmęczonych krwiopijcami w bardziej melancholijnym wydaniu ;) Myślę, że powieść ma szansę spodobać się nie tylko nastolatkom, ale też starszym czytelnikom. Gorąco polecam, a tymczasem zaczynam polować na trzecią część, pod tytułem "Miasto wampirów".

poniedziałek, 12 września 2011

"Ostatnia noc w Chateau Marmont" - Lauren Weisberger


Pieniądze (i sława) szczęścia nie dają… Lauren Weisberger przekonuje nas o tym w swojej najnowszej powieści, ukazując nam losy młodego małżeństwa mieszkającego w Nowym Jorku, które musi zmierzyć się z nagłymi zmianami w swoim życiu. Brooke, z zawodu dietetyczka, pracuje na dwóch etatach, podczas gdy jej mąż, Julian, będący utalentowanym muzykiem, stara się rozwinąć swoją karierę muzyczną, wydającą się być tylko kwestią czasu. Gdy wreszcie dochodzi do podpisania kontaktu z wytwórnią muzyczną i płyta Juliana zdobywa popularność, wszystkie stare problemy wydają się być przeszłością. Wkrótce jednak świat sławy i czerwonych dywanów zaczyna ich (a najbardziej Brooke) coraz bardziej przytłaczać - tym bardziej, że dookoła czają się dziennikarze tabloidów, szukający sensacji za wszelką cenę, czym niejednokrotnie wystawią zaufanie Brooke do Juliana na próbę.

Tyle w teorii :) Zaczynając lekturę, spodziewałam się opowieści o ciemnych stronach sławy i o tym, jak zmienia ludzi, jednak autorce wyszła przy okazji (i zapewne wbrew intencjom, sądząc po zakończeniu) opowieść o niszczących skutkach zazdrości i braku zaufania do bliskiej osoby. O ile sam temat mógłby wydać się dość ciekawym i skłaniającym do refleksji pomysłem na powieść, jego realizacja pozostawia niestety wiele do życzenia. Najgorsze jest to, że powieść jest po prostu nudna… Mimo dość dużej objętości, przez większość czasu dzieje się tu naprawdę niewiele i po trzystu stronach miałam wrażenie, jakbym w kółko czytała to samo.  W efekcie, gdy akcja wreszcie zaczęła nabierać tempa i kolorów, czułam się już wymęczona i miałam książki serdecznie dość, a w dodatku miałam wrażenie, jakby autorka nie mogła się zdecydować, w którą stronę chce poprowadzić swoją opowieść. Sytuacji ani trochę nie poprawiała główna bohaterka, która przez większość czasu irytowała mnie swoim egoizmem i chorobliwą podejrzliwością. Zresztą, postacie pozostałych bohaterów w ogóle nie należą do zalet powieści, gdyż w większości są dość nieciekawi i jednowymiarowi - oprócz bardzo sympatycznego Juliana, z godnych odnotowania bohaterów pozostaje jedynie tylko Nola, najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki, niemająca jednak zbyt wielkiego pola do popisu, gdyż niemal każde ich spotkanie polegało przede wszystkim na narzekaniach Brooke. Niezbyt przekonało mnie też szczęśliwe zakończenie, ku któremu powieść zresztą zmierzała wielkimi krokami, gdyż Brooke najwyraźniej niewiele zrozumiała z tego, co się stało, a prawdziwy problem nie został rozwiązany i może powrócić w przyszłości.
Książka jest napisana prostym językiem, ale na dłuższą metę bardzo monotonnym, narracja zaś jest trzecioosobowa, jednak ani przez moment nie wprowadza żadnego urozmaicenia, gdyż ograniczona jest jedynie do perspektywy Brooke. A co do języka, pozostaje jeszcze jedna rzecz, o której muszę wspomnieć. Podobnie jak w poprzedniej recenzowanej przeze mnie książce (co ciekawe, z tego samego wydawnictwa i przetłumaczonej przez tą samą osobę:), w dialogach pada niezliczoną ilość razy wymrukiwane przez bohaterów coś, zapisywane jako "uhm". Nie chciałabym wyjść na czepialską, ale strasznie mnie to irytowało. Przykładowo:
- Mówiłam ci, jaka jestem z ciebie dumna? – zapytała (…).
- Uhm – odparł Julian ze słabym uśmiechem.
oraz jeszcze jedno, które specjalnie wynotowałam: 
- Oczywiście, kochanie. Niedługo będę w domu i jakoś to przetrwamy, dobrze? Jeszcze do ciebie zadzwonię.
- Uhm. Okay. – mówiła zimnym, nieprzyjaznym tonem.
I tak przez całą książkę… ;(
Powieść niestety okazała się drogą przez mękę (dawno też nie zdarzyło mi się usnąć z nudów w czasie lektury). Podobno za jakiś czas książka ma zostać zekranizowana, i prawdę mówiąc, wydaje mi się, jakby była pisana właśnie z tym przeznaczeniem. Jednak sama w sobie, pomimo kilku ciekawych fragmentów, nie była po prostu warta poświęconego jej czasu oraz nerwów, dlatego nie polecam jej nikomu.

niedziela, 4 września 2011

"Prawdziwa miłość i inne nieszczęścia" - Rachel Gibson

Chwilowy kryzys czytelniczo-recenzyjny, który mnie ostatnio dopadł, mam już na szczęście za sobą i chciałabym przedstawić książkę, która pomogła mi stłumić przykre wrażenia po niedawnej, traumatycznej przygodzie z "Agencją".

Główną bohaterką powieści jest Faith Duffy, była striptizerka oraz króliczek Playboya, żona starszego od niej o ponad pięćdziesiąt lat milionera, Virgila, po którego nagłej śmierci, otrzymuje spadek w postaci dużej części majątku oraz – ku zaskoczeniu wszystkich – drużynę hokejową. Pomimo początkowych planów jej sprzedaży, Faith, po kłótni z pragnącym przejąć drużynę synem Virgila, który utrzymywał napięte stosunki z ojcem, oraz nie ukrywał niechęci do jego żony, postanawia ją zatrzymać. W nowej roli właścicielki klubu pomagają odnaleźć się jej pracownicy i asystenci, wykazujący się na ogół ostrożną sympatią, jedynie kapitan drużyny, równie przystojny jak gburowaty Tyson Savage, nie ukrywa niepokoju i boi się, że Faith, niemająca najmniejszego pojęcia o hokeju, może wszystko popsuć. Sytuacji ani trochę nie poprawia to, że nie może oderwać od niej oczu :)

Pomimo że o hokeju wiem chyba jeszcze mniej od Faith, umieszczenie akcji w środowisku hokeistów (wiecznie zarośniętych, gdyż jak głosi przesąd, golenie się w czasie rozgrywek przynosi pecha), oraz innych ludzi pracujących na sukces drużyny okazało się bardzo ciekawym pomysłem - podobnie zresztą jak sama główna bohaterka, znacznie inna od tych, z którymi ostatnio się spotykałam, która oprócz mnóstwa nowych problemów z którymi musi się zmagać, dźwiga ze sobą trudną przeszłość. Autorka w bardzo przekonujący sposób ukazała relacje pomiędzy Faith (swoją drogą, przez to imię bardzo długo miałam przed oczami jedną z postaci z mojego ukochanego serialu:) i nieżyjącym już Virgilem, zupełnie inne od tego, co uważały osoby z ich otoczenia, czym dodatkowo podkreślona zostaje jej samotność po śmierci męża. Powieść nie należy do szczególnie nieprzewidywalnych (chociaż zaskoczeń też nie brakuje), jednak główni bohaterowie w zupełności to rekompensują. Autorka bardzo zręcznie połączyła wątek starań drużyny w zdobycie mistrzostwa z rodzącym się uczuciem nowej właścicielki drużyny i jej kapitanem, tak je splatając, że były od siebie całkowicie zależne. Całość napisana jest bardzo lekko i bez dłużyzn, a narracja trzecioosobowa sprawdza się w tym wypadku wyjątkowo dobrze, gdyż poznanie głównych bohaterów „z zewnątrz” okazało się bardzo ważne dla powieści. Niestety do książki wkradły się też błędy. Pomijam już dwie literówki, czy nawet jednorazowy, jednak dość duży błąd w edycji tekstu - znacznie gorsze było ciągle pojawiające się w dialogach jakieś dziwaczne „uhm”, wymrukiwane przez bohaterów – a gdy w pewnym momencie ten nieszczęsny zlepek pojawił się na jednej stronie dwa razy, a na następnej stronie znowu, zaczęłam podejrzewać kogoś o złośliwość. Nie wiem, czy to wina autorki, czy też tłumaczki, jednak w pewnym momencie stało się to nieco irytujące.

Nie oszukujmy się, że jest to coś więcej niż powieść obyczajowa z dużą dawką romansu, jednak książka była niezwykle wciągająca i urocza :) Bardzo miło spędziłam czas z powieścią Rachel Gibson i chętnie przeczytałabym inne jej powieści - a i do tej prawdopodobnie jeszcze kiedyś wrócę.

środa, 24 sierpnia 2011

"Atrofia" - Lauren DeStefano



Wojna, która doprowadziła do zniszczenia większości świata, okazała się niewystarczająca dla ludzi, którzy podobno uczą się na błędach. Próby genetycznej poprawy gatunku doprowadziły do jeszcze większej katastrofy – powstania wirusa, który skrócił średnią życia do dwudziestu kilku lat. W takiej oto rzeczywistości poznajemy Rhine, szesnastolatkę, która zostaje uprowadzona przez współczesnych łowców niewolników oraz wywieziona do rezydencji, będącą jeszcze bardziej niebezpiecznym miejscem od tego na zewnątrz. Wraz z innymi porwanymi dziewczynami, Cecily i Jenną, zostaje zmuszona do zawarcia małżeństwa z synem właściciela posiadłości, w której ma przebywać do końca życia (czyli całe cztery lata), wydając na świat jego potomków... Nic więc dziwnego, że Rhine bardzo szybko zaczyna planować swoją ucieczkę, wydającą się zadaniem niemal nie do wykonania.

Do powieści Lauren DeStefano od początku podchodziłam optymistycznie, nie tylko za sprawą wielu pozytywnych opinii, które zdążyłam wcześniej przeczytać, ale również za sprawą bardzo ładnej okładki, a jednak i tak przerosła moje oczekiwania. Autorka od samego początku szokuje swoją wizją świata, w której bezprawie i okrucieństwo stało się codziennością. Ciekawym pomysłem wydaje mi się umieszczeniu niemal całej akcji powieści w rezydencji, będącej tak naprawdę więzieniem dla porwanych przez Vaughna ludzi, mających służyć jego chorym pomysłom i tajemniczym eksperymentom, dzięki czemu możemy odnieść wrażenie, jakby zamknięto nas w niej wraz z Rhine. Historię poznajemy z perspektywy głównej bohaterki, a lekki język powieści sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko, czemu również sprzyja wciągająca fabuła. Dużą zaletą powieści są też jej bohaterowie, będący zwykłymi ludźmi, starającymi się odnaleźć w swojej sytuacji jak tylko mogą najlepiej, i tu na pierwszy plan wysuwają się, oprócz Rhine, pozostałe dwie żony - Cecily, która dość szybko dopasowała się do życia w rezydencji oraz Jenna, z dość buntowniczym nastawieniem. Oczywiście nie można zapomnieć o sprawcy całego zamieszania, upiornym Vaughnie, spędzającym chyba większość czasu w swoim laboratorium, oraz jego synu Lindenie, będącym tak naprawdę bezwolną marionetką w rękach swojego ojca, opętanego chęcią sprawowania nad wszystkim kontroli. W powieści pojawia się też wątek romantyczny, zapowiedziany już na okładce, niestety na tyle słabo rozwinięty, że powieść tak naprawdę niewiele by straciła, gdyby go w ogóle nie było - na dłuższą metę to jednak tylko szczegół, który w żaden sposób nie wpłynął mi na przyjemność z czytania, zwłaszcza że to wcale nie koniec opowieści.

Książka wciągnęła mnie bez reszty i z chęcią sięgnę też po pozostałe dwie części. Gorąco polecam zapoznanie się z „Chemicznymi światami”, tym bardziej że coś mi mówi, że to dopiero zapowiedź tego, co się będzie działo dalej – w końcu teraz autorka będzie miała znacznie większe pole do popisu. No i bardzo chciałabym zobaczyć, jak Vaughn dostaje za swoje...

środa, 17 sierpnia 2011

Polecanki

Wciągnięta przez Marudę do nowej zabawy (tym razem jednak znacznie łatwiejszej:), opierając się mniej więcej na historii swojej przeglądarki, typuję moje ulubione blogi, portale i strony internetowe:

Blogi (dobre sobie, ta lista musiałaby mieć chyba 30 pozycji;)
My books by Tirindeth
Make a life easier
Niedopisanie

Portale
lubimyczytac.pl - jak mi czegoś takiego brakowało...
portalpisarski.pl - w tej gęstwinie tekstów czasami można upolować coś naprawdę fajnego
youtube - niewyczerpane źródło muzyki, filmów, seriali i starych bajek :) 

Strony
Chick Lit Plus - czyli informacje o książkach, które najpierw mnie przyprawiają o zawrót głowy, a później o wielkie rozczarowanie, jeśli dowiaduję się że nie ukazały się (jeszcze) po polsku...
marillion.com - strona jednego z moich ulubionych zespołów
Lula.pl - czasami zdarza mi się tam zajrzeć ;)


A wytypowanymi przeze mnie do dalszej zabawy są Flora, Gosiarella i Leslie :)

wtorek, 16 sierpnia 2011

"Droga" - Cormac McCarthy



Czytając "Atrofię", kilka razy przeszła mi przez myśl powieść, którą przeczytałam kilka miesięcy temu, a która skutecznie utkwiła mi w pamięci. Mowa o "Drodze", autorstwa Cormaca McCarthy'ego, będącą opowieścią o ojcu i jego synku, wędrującymi przez zniszczony doszczętnie jakimś strasznym kataklizmem kraj w drodze na wybrzeże, gdzie spodziewają się znaleźć… sami właściwie nie są pewni, co. Zanim jednak osiągną swój cel, muszą zmierzyć się z okrutną rzeczywistością świata, któremu już nikt nie przybędzie na ratunek - natomiast ich największym zmartwieniem nie jest chłód i nieustanny brak pożywienia, tylko inni pozostali przy życiu ludzie, którzy walczą o przetrwanie, nie cofając się przed najgorszymi okropieństwami.

Doszłam do wniosku, że jest to najbardziej wstrząsająca książka, jaką w życiu czytałam – przede wszystkim z tego powodu, że pomimo pewnej fantastyczności, wizja przedstawionego świata jest niepokojąco realistyczna. Autor w bardzo udany sposób umieszcza swoich bohaterów, a nas wraz z nimi, w samym środku wypalonej i szarej pozostałości po dawnych czasach, zaś od samego początku mamy możliwość przekonania się o talencie pisarza, który kilkoma zdaniami potrafi oddać wygląd, a zwłaszcza atmosferę wykreowanego świata, pełnego ruin, uschniętych drzew, rzek wypełnionych brudną wodą, oraz wiszących nad wszystkim ciężkich chmur, z których ciągle pada zimny deszcz. Pomimo że bohaterzy powieści są całkowicie anonimowi, a o ich przeszłości dowiadujemy się bardzo niewiele, trudno nie poczuć z nimi więzi - tym bardziej, że jako jedyni zachowują resztki człowieczeństwa, na przekór rzeczywistości, która coraz bardziej zacieśnia się wokół nich. Niestety bardzo szybko dowiadujemy się też, że będzie to podróż bez szczęśliwego finału, co dodatkowo podkreśla beznadziejność ich sytuacji. Nie miałam wątpliwości, że patrzę na prawdziwy koniec świata, w którym ocaleli ludzie umierają wraz z nim, żywiąc się resztkami, lub jeszcze gorzej... Poruszyła mnie też niezwykła brutalność „Drogi”, jednak na szczęście autor przez większość czasu unika epatowania niepotrzebnymi szczegółami, ograniczając się jedynie do niezbędnych rzeczy, jakby pozwalając wyobraźni czytelnika zrobić resztę - co, przyznaję, zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Po takich rzeczach niejeden horror przestaje być straszny.
Myślę, że książka jest w stanie zaciekawić miłośników najróżniejszych gatunków, gdyż pomimo wyraźnej, fantastycznej otoczki, ciągle jest to opowieść o zwykłych ludziach oraz o tym, że pewne rzeczy nie zmieniają się, niezależnie od okoliczności. Powieść, pomimo stosunkowo niewielkiej objętości i bardzo przystępnemu językowi pisarza, nie jest literaturą łatwą w odbiorze, w dodatku jej ponury nastrój bardzo skutecznie udziela się czytelnikowi. Polecam ją każdemu, kto nie obawia się popsucia humoru na wiele dni - co autor potrafi robić doskonale.



P.S. Na podstawie powieści powstał również film, z Viggo Mortensenem i Charlize Theron w rolach głównych, w dodatku z piękną muzyką Nicka Cave’a, będący doskonałą ilustracją do książki, jak również jedną z wierniejszych ekranizacji, zarówno pod względem fabuły jak i nastroju, jakie oglądałam.

 ***
A już wkrótce recenzja „Atrofii” :)

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

"Agencja" - Ally O'Brien (Brian Freeman, Ali Gunn)


Tess Drake jest agentką literacką. Jej praca polega na wyszukiwaniu oraz promocji pisarzy, jednak od jakiegoś czasu nie odniosła większych sukcesów, a jej kariera stoi w miejscu. Gdy umiera współwłaściciel agencji, Tess postanawia z niej odejść i zacząć działać na własną rękę, tym bardziej że kierownictwo w firmie obejmuje Cosima Tate, z którą Tess po cichu rywalizuje, a w dodatku ma romans z jej mężem. Nad jej planami zaczynają zbierać się czarne chmury, gdy Dorothy, autorka bajek dla dzieci i jej najważniejsza podopieczna, zostaje oskarżona o plagiat, a sama Tess znajduje się w kręgu podejrzanych o zabójstwo swojego dawnego szefa. Jednak nikt i nic nie jest w stanie tak bardzo jej zaszkodzić, jak ona sama, gdyż przez te wszystkie lata zdążyła zrazić do siebie niemal wszystkich, łącznie w dawnymi przyjaciółmi. 

Fabuła, pomimo że na pierwszy rzut oka wydawała mi się całkiem zachęcająca (chociaż teraz nie wiem, dlaczego), nie zachwyca. Przede wszystkim wydarzenia zbyt długo kręcą się jedynie wokół planów realizacji swoich zamiarów przez główną bohaterkę i wokół niej samej, natomiast główna intryga pojawia się stosunkowo późno. Największym problemem powieści jest jednak sama Tess. Nie rozumiem dlaczego ktoś zdecydował się z tak odpychającej postaci uczynić główną bohaterkę (czy raczej antybohaterkę), ale miałam wrażenie, jakbym patrzyła na młodsze wcielenie Mirandy Priestly, która jeszcze nie zdążyła rozwinąć skrzydeł. Tess jest okropną egocentryczką, próżną, a czasami bezinteresownie złośliwą (dużą przyjemność sprawia jej wymyślanie plotek na temat stanu, w jakim znaleziono jej byłego szefa, co – na szczęście – zwraca się przeciwko niej). Nie grzeszy również inteligencją, co doskonale widać, gdy – popychana głupotą i próżnością – pakuje się, i to z uśmiechem na twarzy, w pułapkę zastawioną przez byłych współpracowników, którzy planują pozbyć się potencjalnej konkurentki. O wątku miłosnym wolałabym nawet nie wspominać – powiem tylko, że trafił swój na swego. Kolejną rzeczą jest język powieści - pomimo że uwielbiam narrację pierwszoosobową, w tym wypadku było to dodatkowe źródło udręki, ponieważ cały czas byłam skazana na obecność Tess oraz wysłuchiwanie jej ciągłych, erotycznych skojarzeń, lub zachwytów nad samą sobą. Osobowość bohaterki i jej niewybredny język przekłada się również negatywnie na sceny erotyczne – a gdy w czasie jednej z takich scen bohaterka zaczęła zachwycać się swoimi piersiami, miałam ochotę wyrzucić książkę przez okno. Podczas lektury stale towarzyszyło mi na przemian znudzenie, niedowierzanie, chęć bicia głową w poduszkę, a pod koniec, dla odmiany, dołączyła do tego również satysfakcja, gdy do Tess zaczęły wracać własne czyny, i to ze zdwojoną siłą. Niestety nawet zakończenie mnie zawiodło, ponieważ stało się oczywiste, że nie wyciągnęła żadnych wniosków - wręcz przeciwnie. Polubiłam za to Emmę, asystentkę Tess, która wprawdzie nie odegrała żadnej znaczącej roli, jednak jakaś pozytywna postać była miłą odmianą. Również Saleema, z której narzeczonym główna bohaterka poszła do łóżka (i to nie jeden raz) w czasach, gdy obie były najlepszymi przyjaciółkami, wydała mi się ciekawa, jednak z powodu toczącej się między nimi wojny w zasadzie nic nie można o niej powiedzieć. Poza tym, że przeciwieństwie do swojej dawnej przyjaciółki, najwyraźniej ceni lojalność i szczerość – za to Tess ma do niej pretensje, że nie chce jej znać. 

Naprawdę nie wiem, jak udało mi się przez to przebrnąć, ale nie chciałabym przechodzić czegoś takiego drugi raz. Nawet szczególnie się nie zdziwiłam, gdy na koniec przeczytałam, że autorem „Agencji” jest mężczyzna, niejaki Brian Freeman, który przy pisaniu powieści współpracował z prawdziwą agentką literacką. Być może osoby zainteresowane funkcjonowaniem takich agencji znajdą w tej książce coś dla siebie – dla mnie jednak była to okropna, toksyczna lektura, a niesmak pozostanie mi pewnie jeszcze przez jakiś czas.

sobota, 6 sierpnia 2011

"Nieumarła i bezrobotna" - Mary Janice Davidson



Mimo że Betsy Taylor została już oficjalnie Królową Wampirów, wcale nie ma zamiaru poddać się wymogom wampirzego stylu życia ani swojej nowej roli i postanawia znaleźć sobie jakieś normalne zajęcie. Nieoczekiwanie dla niej samej, niemalże pod nogi spada jej oferta wymarzonej pracy w sklepie z butami, co jest dla niej jak spełnienie marzeń. Dobry humor odrobinę psuje jej wiadomość, że dom, który zamieszkuje obecnie wraz z dwójką swoich śmiertelnych przyjaciół, został zaatakowany przez termity, co zmusza ich do poszukiwania nowego lokum, którym okazuje się – ku niezadowoleniu Betsy i entuzjazmowi całej reszty- ogromna rezydencja, a jak się wkrótce okazuje, w dodatku nawiedzana przez duchy... Najgorsze jednak,że w mieście pojawił się gang łowców wampirów, i szybko dochodzi do coraz większej ilości ataków na poddanych nowej Królowej.

Pierwszą część serii o Betsy Taylor przeczytałam całkiem niedawno, jednak nie mogłam się doczekać kontynuacji. Zabawna historia opętanej miłością do butów wampirzycy zawładnęła mną na tyle, że chciałam jak najszybciej zobaczyć, jak potoczą się jej dalsze losy, poza tym byłam ciekawa, czy autorka będzie potrafiła utrzymać opowieść w tym samym stylu. Tymczasem efekty okazały się jeszcze lepsze, niż mogłam się spodziewać. Od razu okazało się że jest to ta sama opowieść, z tymi samymi, „nieco” zwariowanymi postaciami, które nie straciły nic ze swojego uroku, a jednak pod kilkoma względami jest nawet lepiej, niż poprzednim razem.  Bardzo spodobała mi się fabuła, która może nie należy do najbardziej nieprzewidywalnych, co jednak nie przeszkodziło autorce stworzyć niezwykle oryginalnej i wciągającej powieści - co jest oczywiście zasługą poczucia humoru, którego ponownie jej nie zabrakło, oraz postaci, które wykreowała. Betsy pozostała sobą, czyli upartą, bardzo sympatyczną i zabawną wampirzycą, jednak tym razem mamy też okazję zobaczyć ją z nieco innej strony, przez co polubiłam ją jeszcze bardziej. Również pozostałe postacie trzymają poziom – a w szczególności Sinclair, teraz już Król Wampirów, dysponujący chyba niewyczerpaną cierpliwością do głównej bohaterki. Wszystko to ponownie ułożyło się w niezwykle barwną opowieść, od której nie mogłam się oderwać, za to z niepokojem patrzyłam na kurczącą się liczbę stron.
Książka z pewnością przypadnie do gustu tym, którzy polubili "Nieumarłą i niezamężną" - natomiast osobom, którym pierwsza część się nie spodobała, raczej nie pomoże zmienić zdania ;) Już mogę się doczekać kolejnej części, zwłaszcza że opowieść skończyła się w takim momencie, że chciałabym móc od razu zabrać się za dalsze czytanie. Ale to chyba dobry znak :)

niedziela, 31 lipca 2011

Stosik sierpniowy


To naprawdę miała być wyprawa tylko po "Nieumarłą i bezrobotną" - o, słodka naiwności! Ale uznałam, że skoro od dwóch tygodni słońce widziałam łącznie przez kilka godzin, to może nowe książki poprawią mi trochę humor ;)

Od góry:
1. "Agencja - nie wiem co to, ale opis wydaje się ciekawy :)
2. "Nieumarła i bezrobotna" - czyli druga część przygód Betsy Taylor;
3. "Spalona róża" - jestem bardzo ciekawa tej powieści od czasu, gdy przeczytałam jej recenzję;
4. "Córki księżyca" - tyle dobrych opinii, więc pora się wreszcie przekonać;
5. "Atrofia" - a to kolejna nowość, zapowiada się interesująco.

czwartek, 28 lipca 2011

"Dwanaście" - Marcin Świetlicki



Przeczytałam ostatnio artykuł na temat Karola Kota, grasującego niegdyś w Krakowie, i przypomniała mi się pewna powieść, którą chciałabym Wam w poniższej recenzji przybliżyć - zwłaszcza że od jej ukazania się minęło już trochę czasu, a sama książka, mimo że niezwykle oryginalna, została już niestety nieco zapomniana. 

„Dwanaście” jest pierwszą częścią trylogii o przygodach mistrza, prywatnego detektywa mieszkającego w jednej z kamienic przy Małym Rynku w Krakowie. Trzeba jednak przyznać, że nazywanie go detektywem jest trochę na wyrost – rozwiązywanie zagadek wychodzi mu dość kiepsko, na co niewątpliwie ma wpływ to, że głównie przesiaduje w pubach (a przede wszystkim w Biurze, którego właścicielem jest kolega mistrza, Mango Głowacki) i właściwie to nowe ślady muszą go same odnaleźć. Mimo to, pewnego wieczoru zgłasza się do niego z prośbą o pomoc studentka, twierdząca że prześladuje ją zjawa Karola Kota. Sprawy przybierają znacznie poważniejszy obrót, gdy wkrótce zaczynają po kolei ginąć koledzy Manga. Podczas gdy mistrz stara się zorientować w sytuacji, nad którą unosi się legenda seryjnego zabójcy. wydarzenia zataczają coraz szersze kręgi, a z czasem dosięgają i jego.

Pierwsze co przykuło moją uwagę, i to już od pierwszych zdań, to język, którym posługuje się autor - miejscami niemal poetycki, a z kolei w innych miejscach prosty i dosadny. Nie bez znaczenia zapewne jest fakt, że autor powieści jest przede wszystkim poetą - i to można z łatwością wyczuć. Inną, jeszcze ważniejszą zaletą powieści, są postacie, z  mistrzem na czele. Mimo że przedstawiony jest jako człowiek przegrany, spędzający czas na paleniu papierosów i piciu wódki oraz obserwowaniu otaczającej go ponurej rzeczywistości, jest w nim coś niezwykle ujmującego :) Pomimo że pogardzany jest niemal przez wszystkich, traktowany jako lokalna atrakcja (będąc dzieckiem, grał w serialu o przygodach małego detektywa, skąd wziął się też jego przydomek), to jako jedyny, jest naprawdę szczery i uczciwy. Pozostałe postacie nie ustępują mu ani trochę pod względem wyrazistości - szczególnie utkwił mi w pamięci pewien pan Grzesio, chyba najbardziej oślizgła postać, z jaką spotkałam się kiedykolwiek. Brr... Nie można też nie wspomnieć o tle mrocznej tajemnicy, z którą zmaga się mistrz - czyli o Krakowie, jednak zupełnie innym niż ten pokazywany w telewizji, reklamach, czy nawet ten, który widać w czasie przechadzki po Rynku. Miałam wrażenie że to jest właśnie prawdziwy Kraków (może jedynie trochę przerysowany w drugą stronę) - i od czasu przeczytania "Dwanaście", patrzę na to miasto trochę inaczej.

Książka Marcina Świetlickego jest idealną pozycją dla osób szukających ciekawego kryminału z mnóstwem nietuzinkowych postaci, pięknego języka i mrocznej atmosfery, jak również dla tych, którzy uwielbiają Kraków, bądź planują się tam wybrać w przyszłości. Zwłaszcza że pod tą kryminalną otoczką, autor skrył bardzo dużo innych treści, których odkrywanie przynosi bardzo dużo satysfakcji. W moim osobistym rankingu jest to jedna z najlepszych polskich powieści, jakie czytałam.

***
Dalsze losy mistrza opisują powieści „Trzynaście”, „Jedenaście”, oraz wspólne dzieło Gai Grzegorzewskiej, Marcina Świetlickiego oraz Ireneusza Grina, pod tytułem „Orchidea”.

poniedziałek, 25 lipca 2011

"Kolekcja" - ciąg dalszy

Ostatnio trochę nie idzie mi czytanie ("Debiutantkę" męczę już prawie tydzień), za to chciałabym zaprezentować swój nowy nabytek do domowej biblioteczki. Gdy tylko zobaczyłam oryginalne wydanie "Kolekcji" Isabel Wolff (której recenzja znajduje się tutaj) wiedziałam że bardzo chcę je mieć - no i wreszcie się doczekałam :)



Nie mogę się na nią napatrzeć ^_^ Od razu mam ochotę przeczytać ją jeszcze raz :)

środa, 20 lipca 2011

One Lovely Blog Award

Padło też i na mnie, za sprawą Marudy007 i Pawła. Dziękuję :)
Zasady:
- napisz u siebie podziękowania i wklej link blogera, który cię nominował,
- napisz o sobie siedem rzeczy,
- nominuj szesnaście innych, cudownych blogerów (nie można nominować osoby, która cię nominowała),
- napisz im komentarz, by dowiedzieli się o nagrodzie i nominacji.

Siedem ciekawych (bardziej lub mniej), rzeczy o mnie:
1. Moim wielkim marzeniem jest praca w księgarni lub antykwariacie. Już gdy byłam mała, zmuszałam swojego brata do zabawy w sklep, gdzie "sprzedawałam" mu książki i jego zabawki :)
2. Uwielbiam kolor lawendowy i wrzosowy, mam za to alergię na kolor łososiowy i niektóre odcienie brązowego.
3. Mam wrodzony antytalent do prowadzenia samochodu (to mniej więcej słowa mojego chłopaka), kurs na prawo jazdy był dla mnie koszmarem dzięki "wspaniałemu" instruktorowi, a każde wsiadanie za kierownicę wiąże się dla mnie z ogromnym stresem, że spowoduję jakiś wypadek. Za to uwielbiam jazdę na rowerze oraz wycieczki rowerowe, strasznie żałuję, że nie mogę nim jeździć wszędzie.
4. Kocham czekoladę , truskawki i maliny. Gdyby inne jedzenie przestało istnieć, chyba nie zmartwiłabym się jakoś bardzo :)
5. Mimo że szkołę nawet lubiłam, to lekcje matematyki i chemii były dla mnie traumatycznym przeżyciem ;( Ale i tak dzień skończenia liceum to był dla mnie jeden z najszczęśliwszych momentów w życiu.
6. Nie cierpię owadów, zwłaszcza latających (w szczególności much! na sam ich dźwięk wpadam w panikę), jednak mam słabość do pajączków, przede wszystkim do tych takich małych i na długich nogach ^^
7. Moimi ulubionymi filmami są Titanic oraz Thelma & Louise, natomiast jeśli chodzi o seriale, to uwielbiam Buffy, z której wzięła się moja fascynacja paranormalami. Nie znoszę natomiast thrillerów oraz wszelkich filmów o psychopatach w roli głównej - po „Milczeniu Owiec” przez kilka nocy miałam koszmary. Żaden wymyślony potwór z horrorów mnie tak nie przestraszył.

A teraz osoby, które chciałabym zaprosić do zabawy:

Zachęcam do udziału, jednak oczywiście zabawa nie jest obowiązkowa :) Pozdrawiam.

sobota, 16 lipca 2011

„Anioł śmierci” – Linda Howard


O  tym, że życie dziewczyny szefa mafii nie zawsze jest usłane różami, Drea, główna bohaterka powieści, miała okazję już niejednokrotnie się przekonać. Jednak gdy pewnego dnia zostaje w chyba najpodlejszy z możliwych sposobów wykorzystana i „wypożyczona” zawodowemu zabójcy w ramach zapłaty za jego usługi, jej świat zostaje wywrócony do góry nogami. Upokorzona, postanawia uciec, wcześniej jednak mszcząc się na byłym kochanku, wykradając mu fortunę – przez co w ślad za nią zostaje wysłany zabójca. Tak, dokładnie ten sam.

Już patrząc na okładkę, ozdobioną napisem „thriller romantyczny”, wiedziałam że to nie będzie typowy romans – a pierwsze dwa rozdziały zdawały się zapowiadać, że naprawdę będzie się działo. I tym większy był mój zawód, gdy po wstrząsającym początku powieść zaczęła tracić tempo i brnąć w jakimś zupełnie dziwacznym kierunku. Jednak to jeszcze byłoby pół biedy, gdyby nie fakt że główni bohaterowie szybko okazali się bezbarwni i zupełnie jednowymiarowi, a co lepsze, nie towarzyszyły im żadne postacie drugoplanowe - jedynie czasami przewijały się jakieś osoby, z jasno określoną rolą i znikające zaraz po jej wypełnieniu. W efekcie otrzymujemy bardzo pusty świat, a na dodatek dialogów jest jak na lekarstwo - strony powieści zapełniają natomiast nieciekawe opisy myśli bohaterów na temat tego co robią, ewentualnie co zrobili lub co chcą zrobić. Nudy… ;( A wracając do pary głównych postaci, to o ile jeszcze w przypadku Drei autorka pokusiła się by chociaż trochę przybliżyć nam jej postać i pokazać dlaczego zdecydowała się na pełne poniżeń, a jednak w miarę stabilne życie, to postać Simona, człowieka który najpierw ją wykorzystuje (romantyczne, że mucha nie siada…), trochę później zamierza zabić, by ostatecznie się w niej zakochać, jest całkowitym niewypałem. Już pomijam uczynienie bohatera romansu z mordercy i gwałciciela, ale próba nadania mu ludzkiej twarzy niezbyt się autorce udała. Ani na chwilę nie opuściło mnie przekonanie, że to człowiek pozbawiony jakichkolwiek uczuć, a sposób w jaki polował na Dreę ukazał, że jest wyrachowanym bandytą z krwi i kości. Oczywiście ucierpiał na tym motyw związku pomiędzy nimi, który wziął się chyba z powietrza – w dodatku do tej pory nie mam pojęcia, co też kierowało Dreą. Natomiast rzeczą, która w moich oczach całkowicie zruinowała powieść, było zupełnie nieoczekiwane i całkowicie bezsensowne pojawienie się… wątku paranormalnego, zresztą bardzo pretensjonalnego. Szkoda, że Simon nie okazał się wampirem, może to by trochę rozruszało akcję, a pewne wątki nabrałyby sensu. 

Mimo że w zasadzie nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego, „Anioł śmierci” zawiódł mnie pod każdym względem. Niewiele romansu (tak naprawdę zastąpionego paroma scenami erotycznymi), napięcia praktycznie zero, a co najgorsze, to zdecydowanie za dużo nudy. Nie potrafiłabym wymienić ani jednego powodu, dla którego lektura „Anioła śmierci” nie byłaby stratą czasu – na szczęście wystarczył mi na nią jeden wieczór. Miałam w planach jeszcze dwie książki Lindy Howard, teraz jednak raczej sobie odpuszczę.

środa, 6 lipca 2011

"Dracula - Nieumarły" - Dacre Stoker, Ian Holt



Dawno mnie żadna książka tak nie rozczarowała. Pomimo prawie roku, który upłynął od lektury, do tej pory nie potrafię pozbyć się przykrego uczucia, że zostałam podstępnie zwabiona tytułem, po czym nabita w butelkę... Ale po kolei.

„Nieumarły” jest kontynuacją historii znanej z „Draculi”, współautorstwa jednego z krewnych Brama Stokera (autora oryginału - to tak dla formalności;), dziejącą się ponad dwadzieścia lat później, jednak z tymi samymi bohaterami. W ich życiu, pod wpływem zdarzeń z przeszłości, zaszły drastyczne zmiany (była to pierwsza rzecz, która mnie zaniepokoiła – w oryginale czuć było łączącą ich więź i przyjaźń, mogącą przezwyciężyć wszystkie przeciwności, jednak nie pozostał po tym najmniejszy ślad). Gdy w Londynie dochodzi do serii morderstw, losy bohaterów znów splatają się ze sobą, jednak niebezpieczeństwo jest tym większe, że w mieście grasuje potężna wampirzyca Elżbieta Batory, ścigająca Draculę, który (w dość zagadkowy sposób) powrócił do życia…

Żeby być sprawiedliwą, muszę przyznać że „Nieumarłego” czytało się przez dużą część czasu całkiem znośnie - zwłaszcza na początku, gdy uzależniony od narkotyków Jack Seward, ciągle nie mogący pogodzić się ze śmiercią Lucy Westenry, polował we Francji na hrabinę Batory. Byłam wtedy bardzo pozytywnie nastawiona do powieści, niestety gdy tylko doszło do pierwszego starcia i pojawienia się nowego bohatera, czyli syna Miny i Jonathana, Quincey’a Harkera (bardzo nieciekawego i bezbarwnego), wszystko zaczęło blednąć, a wydarzenia stawały się coraz bardziej chaotyczne. Całkiem nieźle mógłby wypaść wątek kryminalny, w którym londyński inspektor policji bada zagadkę ukrywającego się w ciemnych zaułkach Kuby Rozpruwacza, obwinianego o falę zbrodni - szkoda tylko że autorzy nie pokusili się o stopniowe rozwiązywanie tajemnicy i właściwie od początku wszystko było oczywiste, chyba ważniejsze dla nich było dokładne opisywanie zbrodni… 
Jeśli chodzi o inne wady, to miałam wrażenie, jakby autorzy chcieli wrzucić do swojej powieści jak najwięcej elementów, i mieszając różne wątki, zrobić ze swojej historii coś wyjątkowego. Niestety niezbyt im to wyszło – poczułam się w pewnym momencie przytłoczona ciągłym mieszaniem fikcji z rzeczywistością. Zresztą, sami autorzy chyba też się momentami w tym gubili, co widać w jednej ze scen, w której Van Helsing przypina do ścian w swoim pokoju „portrety historycznego pierwowzoru Draculi - rumuńskiego księcia Vlada Palownika” :))) A skoro już mowa o mieszaniu fikcji z rzeczywistością, to prawdziwym zaskoczeniem było dla mnie pojawienie się w historii postaci samego Brama Stokera, występującego tu jako… autor powieści „Dracula” (z której Quincey poznaje historię ukrywaną przez jego rodziców), a która – o zgrozo – zostaje również wystawiana w teatrze ;( Scena bójki pomiędzy aktorami odgrywającymi role hrabiego Draculi i Van Helsinga, uwieńczona połknięciem sztucznego kła przez jednego z nich, sprawiła, że na jakiś czas książkę odłożyłam na bok. Przypomniał mi się w tym momencie „Blair Witch Project 2”, w którym pierwsza część filmu występuje początkowo jako fikcja po to, by później okazać się prawdą.
Nie spodobało mi się też, w jaki sposób autorzy szafowali życiem bohaterów powieści - do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczęłam mieć wrażenie, że wpadli w jakiś szał zabijania, co zresztą wydawała się potwierdzać ilość krwawych scen.

Okropność! Nie potrafiłabym polecić tej książki nikomu – według mnie po prostu szkoda na nią czasu. Nie żeby się jej nie dało czytać, tylko dlatego że jest do bólu przeciętna (w dodatku nienajlepiej napisana), oraz że wykorzystuje znane postacie - a właściwie ich imiona - tylko po to, by przyciągnąć uwagę czytelników. Mimo to, prezentowana jest przez samych autorów jako ważne i niepowtarzalne dzieło...

A Elżbieta Batory mogłaby najwyżej czyścić buty Królowej Betsy :P

„Nieumarła i niezamężna” - Mary Janice Davidson

„Dzień, w którym umarłam, zaczął się kiepsko i stawał się gorszy z każdą chwilą.”

O perypetiach świeżo upieczonej wampirzycy, sekretarki i byłej modelki zakochanej w butach z najmodniejszych kolekcji, słyszałam już jakiś czas temu, jednak nawet nie zauważyłam, gdy seria zaczęła ukazywać się u nas i na wieść o mającej pojawić się w połowie lipca drugiej części, postanowiłam nadrobić zaległości. 

Przygody Betsy (właściwie Elizabeth) Taylor rozpoczynają się w momencie gdy ta przeżywa prawdopodobnie najgorszy dzień swojego życia. Nie dość, że w swoje urodziny traci pracę, niespodziewane opady śniegu psują jej imprezowe plany (już nadszarpnięte), to na koniec, po pościgu za swoim kotem, wpada pod samochód... Jednak prawdziwy szok przeżywa, gdy budzi się w domu pogrzebowym i odkrywa że jej bardzo-nielubiana macocha (w języku Betsy po prostu „suka”) chciała pochować ją w tandetnym kostiumie i nie mniej tandetnych butach, samej zagarniając cenną kolekcję butów należących do Betsy. Biorąc swój stan za dziwną pomyłkę, postanawia popełnić samobójstwo, jednak gdy liczne próby spełzają na niczym (skok z budynku kończy się potłuczeniem, spacer po dnie Mississippi nie przynosi spodziewanych efektów, porażenie prądem okazuje się działać źle jedynie na fryzurę, zaś wypicie wybielacza powoduje suchość w gardle) Betsy dowiaduje się, co się jej właściwie przydarzyło… Jednak bohaterka wcale nie ma ochoty zostać krwiożerczym wampirem, a nową sytuację traktuje raczej jako okazję do kontynuowania normalnego życia. W czym zresztą pomagają jej przyjaciele i rodzina, bardzo szczęśliwi z powodu zmartwychwstania Betsy, nie zważając specjalnie na jej przemianę, tym bardziej że z jakiegoś powodu wszystkie rzeczy zabójcze dla wampirów, na Betsy nie robią większego wrażenia. Jednak jej tropem ruszają też inne wampiry, bardzo zaniepokojone łamaniem przez nią wszystkich możliwych zasad… 

Od początku wiedziałam, że to powieść z przymrużeniem oka, jednak nie spodziewałam się że będzie taki ubaw, co przede wszystkim jest zasługą głównej bohaterki - jej beztroska, zabawne komentarze i niewyparzony język sprowadzający na nią kłopoty sprawia, że czasami można naprawdę boki zrywać. Równie udanie wypadły postacie drugoplanowe – przede wszystkim tajemniczy i przystojny wampir Sinclair, przewodzący niezależnemu klanowi wampirów uważających Betsy za przepowiedzianą Królową i starający się zostać jej mentorem (do czego jednak ta nie jest przekonana, gdyż przede wszystkim chce mieć święty spokój), jak również przyjaciele Betsy - Jessica i Marc, oboje postrzeleni jeszcze bardziej od niej. Historia nie jest specjalnie zawiła, brak też jakichś szokujących zwrotów akcji – chyba nawet o to nie chodziło. Niestety może to okazać się wadą - jeśli komuś nie będzie odpowiadało poczucie humoru autorki, to książka prawdopodobnie szybko zacznie irytować, bo, nie oszukujmy się, fabuła jest raczej płytka. Niemniej jednak, książka nadaje się idealnie, by bardzo miło spędzić czas nad niewymagającą lekturą. Muszę też ostrzec, że nie brakuje w niej podtekstów i scen erotycznych - podanych jednak z wdziękiem i humorem, charakterystycznym dla całej powieści:)  

Czy polecam? To zależy - jeśli macie ochotę na lekką i przyjemną powieść o wampirach w komediowej oprawie, to naprawdę warto, poprawa humoru gwarantowana. Osobiście bardzo dobrze bawiłam się w towarzystwie Betsy, mam nadzieję że pozostałych dziesięć części trzyma ten sam poziom :)

sobota, 2 lipca 2011

Mój pierwszy stosik


To było na tyle w temacie oszczędności, ale co tam :)
Od góry:
1. Łaska utracona - Bree Despain
2. Całując grzech - Keri Arthur ^^
3. Debiutantka - Kathleen Tessaro
4. Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker - Leanna Renee Hieber
5. Anioł śmierci - Linda Howard

Obecnie kończę "Nieumarłą i niezamężną" i już się nie mogę doczekać by zabrać się za "Debiutantkę", albo "Całując grzech" - będzie mi trudno się zdecydować :)

środa, 29 czerwca 2011

"Kolekcja" - Isabel Wolff



Niezbyt zachęcająca okładka, prawda? :) Nie potrafiłabym zliczyć, ile razy przechodziłam obojętnie obok tej książki, spodziewając się przeciętnego romansu, a jednak mimo to coś sprawiło, że o niej ciągle pamiętałam i gdy w końcu zagłębiłam się w lekturę, już po pierwszym rozdziale czułam że mam przed sobą coś, co zapamiętam na długo. 

Powieść przedstawia losy Phoebe Swift, trzydziestoczterolatki mieszkającej w londyńskim Blackheath, której życiową pasją jest moda vintage. Przez dwanaście lat pracowała w jednym z najbardziej prestiżowych domów aukcyjnych w Londynie, jednak gdy jej kariera rozkwitała w najlepsze, w jej życiu zaszły dramatyczne zmiany. Obwiniająca się o śmierć swojej najlepszej przyjaciółki Emmy i przeżywająca rozstanie z narzeczonym, Phoebe stara się zapomnieć o wszystkim rzucając się w wir pracy, porzucając dotychczasowe zajęcie i otwierając własny sklep. Gdy pewnego dnia poznaje pochodzącą z Francji panią Bell, proponującą jej odkupienie własnej kolekcji ubrań, szybko okazuje się, że obie dźwigają ze sobą podobny ciężar, a gdy z czasem się zaprzyjaźniają, jej historia, sięgająca czasów wojny, pozwala Phoebe spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy.  

„Kolekcja” okazała się najlepszą powieścią obyczajową, jaką czytałam od bardzo dawna. Główna bohaterka jest bardzo sympatyczna, jej determinacja by ułożyć sobie życie na nowo może budzić podziw, zwłaszcza że właściwie przez cały czas można wyczuć dręczące ją wyrzuty sumienia. Oprócz niej oraz wspomnianej pani Bell, w powieści występuje mnóstwo ciekawych i różnorodnych postaci – między innymi energiczna i pomysłowa Annie pracująca wraz z Phoebe i próbująca swoich sił w teatrze, intrygujący Miles samotnie wychowujący (a właściwie psujący:) córkę, której apodyktyczny charakter daje się we znaki wszystkim w jej otoczeniu, Dan, dziennikarz i miłośnik starych filmów, rodzice Phoebe, której ojciec założył nową rodzinę oraz jej mama, nie potrafiąca pozbierać się po rozwodzie z mężem. Bardzo spodobał mi się wątek miłosny, bardzo naturalny i na szczęście daleki od banału, który czasami potrafi popsuć najlepszą historię… Inną zaletą powieści jest bardzo umiejętnie oddany charakter miejsc, w których rozgrywa się akcja – zaczynając od czarującego sklepu Phoebe, angielskiego Blackheath, jak również francuskich winnic i Awinionu, gdzie Phoebe podróżuje co jakiś czas w poszukiwaniu nowych zdobyczy, a z którym okazuje się być związana historia pani Bell. No i rzecz będąca w zasadzie tłem dla wszystkich wydarzeń – czyli piękne ubrania z minionego wieku. Autorka włożyła wiele wysiłku, by przekonująco ukazać świat vintage i chyba jej się to udało, gdyż opisy sklepu Phoebe i ubrań, eksponowanych niemal jak na wystawie w muzeum, za każdym razem skutecznie oddziaływały na moją wyobraźnię:) Zakończenie zaś jest chyba najlepszym, jakie można sobie wyobrazić w historii, w której proste rozwiązania problemów istnieją rzadko, a konsekwencje podejmowanych decyzji potrafią być bardzo dotkliwe. 

Mając na uwadze wszystkie te rzeczy, tym bardziej żałuję, że „Kolekcja” nie doczekała się u nas tak ładnego wydania jak w oryginale – okładka wydaje mi się bardzo, ale to bardzo nieciekawa i niestety nie umywa się do wydania brytyjskiego, ani amerykańskiego…


Wciągająca, ciepła, smutna, a jednocześnie zawierająca dużą dawkę optymizmu, a to wszystko w otoczeniu pięknych ubrań, z którymi zawsze wiąże się czyjaś historia… Taka jest "Kolekcja", którą mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto ma tylko ma ochotę na tego typu historię.